Cóż, nie sposób o tym nie rozmawiać.
Jest więc jasne, że celem tej rozmowy telefonicznej było podgrzanie wiadomości na temat rakiety, choć kryje się za tym coś więcej.
I tak, okazuje się, że głównym celem naszego wundervaftu były media, a nie porażka jakiegoś Juhmaša.
Przesłanie zostaje zrozumiane, odebrane i usłyszane.
Długo możemy spekulować, jakie będą wieści, np. daliśmy do zrozumienia, że jesteśmy zmęczeni, rakiety zostały nam na dwa, trzy dni, a teraz takimi rakietami posiekamy Hogwart, my mieć ich dużo.
No albo wiadomość jest taka, że nagle okazuje się, że mamy rakiety, których nie mamy.
Nazywa się je MRBM. Wnukowie pioniera, jego współcześni odpowiednicy. A tak piękne saluty w wersji nuklearnej lub nieatomowej możemy stosunkowo tanio (w porównaniu z międzykontynentalnymi rakietami balistycznymi) zorganizować w dowolnym miejscu w Europie, bo ich zasięg sięga nawet 6000 km. A kto wie, ile ich mamy? No cóż, o jednego mniej.